Tomorrow Never Dies

James Bond to klasa sama w sobie. Mężczyzna młody, zgrabny, piękny, szybki i skuteczny. Najlepszy agent na świecie. Człowiek, któremu Wielka Brytania nie raz zawdzięczała swoje istnienie. Jego ostatni film, „Tomorrow Never Dies” (Jutro nie umiera nigdy), był na całym świecie wielkim przebojem. Jego ostatnia gra, „Goldeneye 007”, jest do dziś jedną z najlepszych pozycji dla Nintendo 64. A co z jej wersją na PC i Playstation? Ano – nie ma i nie będzie.
Firma Rare uzyskała licencję na „Złotookiego” w 1994 roku. Zdołała przy jej użyciu stworzyć konsolowy majstersztyk, grę pod każdym niemal względem wybitną. Tak miodnego połączenia strzelaniny fpp, labiryntówki, gry przygodowej i logicznej nie było bowiem od lat. Mordy roześmiane? Nie wszystkim jednak było tak wesoło…
Jeszcze przed premierą gry Rare zapowiedziała, iż będzie ona „exclusive for Nintendo” (tylko w wersji działającej na Nintendo 64). Zazdrościli jej więc wszyscy. Zarówno posiadacze innych platform do gier, którzy o Bondzie mogli tylko pomarzyć, jak i konkurencyjni producenci, którym marzył się sukces kasowy chociażby w połowie tak wielki jak „Goldeneye 007”.
Rare najbardziej zazdrościł komputerowy oddział producenta filmu, to jest MGM Interactive. „To przecież my powinniśmy robić „Goldeneye 007″ i to my powinniśmy zbierać zań pachnący szmalec!” – mówili jego pracownicy. Nic więc dziwnego, iż ktoś poszedł po rozum do głowy i zapadła prosta, jasna decyzja – Rare nie zrobi kolejnego Bonda, nie zrobi „Tomorrow Never Dies”. Gra powstanie bezpośrednio w MGM Interactive, a ukaże się na konsolę Playstation i komputery klasy PC.
Niestety – od premiery filmu, i od podjęcia powyższej decyzji minęły już dwa lata. Gracze przez cały ten czas oczekiwali triumfalnego nadejścia produktu MGM, a tego ciągle nie było. Co dziwniejsze, cały ten czas pozostawał on w zapowiedziach prasowych jako jedna z nadchodzących rewelacji. Wydawca, potentat rynkowy Electronic Arts, z dumą pisało, iż gra jest już na ukończeniu i lada moment będzie można ją kupić w każdym szanującym się sklepie. Jednak Rare w międzyczasie zdołało zapowiedzieć swój kolejny przebój, „Perfect Dark”, będący nieformalną kontynuację swojego hitu, zaś na pecetowym rynku zrobiło się głośno o „Max Payne”, zwanym przez producentów blaszakową odpowiedzią na „Goldeneye 007”. Gry te powstawały i data ich premiery zbliżała się wielkimi krokami. „Tomorrow Never Dies” nie było.
Aż wreszcie nastało lato i EA oficjalnie poinformowało, iż konsolowa wersja gry ukaże się jeszcze tego roku. Wersja na PC „być może” będzie dostępna w terminie późniejszym.
Zrozumieliście coś z tego, o czym pisałem poniżej? Mętne to było strasznie, ale… przecież właśnie się wszystko wyjaśnia. „Wreszcie!” – chciałoby się krzyknąć, ale czy rzeczywiście jest się z czego cieszyć? MGM to nie Rare, nie muszą przecież stworzyć megamiodnego hitu. Noga zawsze może im się zawsze podwinąć (nogi niestety takie są). O tym, iż tym razem rzeczywiście jest to możliwe, świadczą pierwsze pokazy gry, jak chociażby te na targach E3, gdzie program przyjęto chłodno, bez większej podniety.
Przejdźmy jednak do tego, co oferuje gra (wg zapowiedzi producenta, ma się rozumieć). Przede wszystkim – będzie to przygodówka akcji w konwencji TPP, a więc z widokiem z pozycji trzeciej osoby (coś na kształt serii „Tomb Raider”). Gracz wciela się w postać samego Jamesa Bonda i ma za zadanie ochronić świat przed magnatem prasowym Elliotem Carverem, który to dąży do wywołania III wojny światowej.
Dostępnych będzie 14 misji single-player odwzorowujących wydarzenia znane z ekranu. Będzie można je podzielić na trzy rodzaje: misje „chodzone”, dziejące się zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz budynków, misje jeżdżone i misje narciarskie, podczas których trzeba będzie wykazać się nie gorszym opanowaniem desek niż u Alberto Tomby. Co więcej, wydarzenia z gry rozszerzą nieco opowieść znaną z kina – poznamy nowych ludzi, zobaczymy nieznane dotąd starcia i nieopisane jeszcze wydarzenia. To jednak nie koniec atrakcji. Komputerowy (konsolowy – to lepsze słowo) Bond będzie korzystał z tych samych wynalazków doktora Q, co jego filmowy odpowiednik (wyrzutnie rakiet, kamery, urządzenia namierzające i śledzące, detonatory, telefonia komórkowa S.A.), pojawi się też w identycznych lokacjach. Jego broń zawierać będzie tak pożyteczne gadżety jak zoom, kamerowanie, podczerwień, itp. Nie zabraknie też znakomitej grafiki oraz filmowych przerywników (wykonanych najpewniej tą samą metodą co w „Goldeneye 007”, to jest przy użyciu silnika gry). O muzyce nie muszę dużo pisać – z pewnością słyszeliście ją w kinie. Na konsoli nie będzie gorsza. Jeśli do tego dodam, że skonsolowane dziewczyny będą mogły wcielić się w postać Wai Lin, znanej z ekranu przyjaciółki Bonda, to z pewnością przyznacie, iż w zapowiedziach gra wygląda nieźle. A jak będzie naprawdę? Powiem wam… po zimie. A na razie siup na narty sąsiada i gonię tego drania Brosnana. Uciekł w moich nartach wprost na premierę filmu „A World is not enough” (Świat to za mało)!